poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział 5: Ucieczka

Zakładka dt. bohaterów pobocznych została zaktualizowana.   

   ♫ będę zawsze przy was przyjaciele ♫

          Dostanie ataku klaustrofobicznego w szybie wentylacyjnym swojej szkoły nie było dobrym pomysłem. Odkąd tylko pamiętam jestem osobą, która panikuje zawsze w najmniej oczekiwanym momencie. Zazwyczaj te lęki są wywołane znikąd, ponieważ nigdy przez całe swoje życie nie miałem klaustrofobii, a wręcz uwielbiałem ciasne oraz ciemne miejsca.
Nierówny oddech Laury, która dzielnie czołgała się za mną, sprawiał że starałem się panikować, a myśli w mojej głowie obracały się wokół tego jak najszybciej się stąd wydostać.
W pewnym momencie już całkowicie zgupiałem i albo rzeczywiście im dalej szliśmy tym ściany robiły się coraz węższe, albo moja wyobraźnia działa już wystarczająco mocno.
          W szybie znajdowaliśmy się już ponad piętnaście minut i nie zanosiło się na to, abyśmy szybko stąd wyszli.
- Luke, musisz iść naprzód.- dziewczyna odezwała się po raz pierwszy odkąd się tutaj znaleźliśmy. Z trudem próbowałem pchać się na przód, przerzucając cały ciężar swojego ciała na łokcie, jednak ból który towarzyszył mi jeszcze przed wejściem tutaj nie chciał ustępować, ani tym bardziej słabnąć. Z całych sił starałem się go ignorować, jednak każdy mój kolejny krok mi to uniemożliwiał.
- Musimy na chwilę stanąć.- oznajmiłem i położyłem się na brzuchu. Moje ręce leżały nieruchomo cicho umierając z nadmiaru wysiłku.
- Nie możemy tutaj leżeć, jestem pewna że...
- Połóż się do cholery i daj mi odpocząć!- wydawało mi się, że krzyknąłem chociaż mogły być to mylne złudzenia, gdyż nie byłem do końca pewny czy ból mi umożliwiał krzyczenie. Cokolwiek zrobiłem, było to skuteczne, bo dziewczyna poległa na brzuchu zaraz za mną. Możliwe iż byłem dla niej teraz trochę nie miły, ale na prawdę nie mogłem już dłużej wytrzymać.
             Leżeliśmy w milczeniu jeszcze dobre pięć minut, aż w końcu zebrałem wszystkie siły i ponownie się podniosłem. Laura zabrała ze mnie przykład i już po chwili czołgaliśmy się w stronę mroku.
Chłód zimnego powietrza przeszywał całe moje plecy. Czułem, że wszystkie mięśnie mam mocno spięte. Z całych sił starałem się pozbyć pulsującego bólu, ale nadal przynosiło to marne skutki. W pewnym momencie doszliśmy do rozwidlenia dróg.
- Chyba mamy problem.- skomentowałem zaistniałą sytuację. A już byłem przekonany, że nic gorszego spotkać nas nie może.
- O co chodzi?- zapytała dziewczyna, gdyż nie była w stanie nic zobaczyć, a jedyne co miała w zasięgu wzroku to moją dupę.
- Trafiliśmy na rozwidlenie dróg.- poinformowałem.- prawo czy lewo? - zapytałem, nie chciałem podejmować samodzielnie decyzji. Zdawałem sobie sprawę, że jedna z tych dróg musi prowadzić do jakiegoś wyjścia. Natomiast co przyniesie druga, tego nie wie nikt.
- Zawszę wybieram lewą.- odpowiedziała. Miejmy nadzieję, że tym razem też dobrze wybierze.

           Około piętnaście minut szliśmy przed siebie i nie zapowiadało się na to, że nie długo stąd wyjdziemy.  Wydawałoby się, że mrok staje się coraz ciemniejszy, ale czy to w ogóle było możliwe?
Z mojego zamyślenia wyrwał mnie głośny krzyk. Gwałtownie podniosłem głowę przy okazji uderzając się w górną część szybu. Nie miałem pojęcia skąd dochodzi dany odgłos, ale brzmiał mi dziwnie znajomo. Z o wiele szybszym tempem przemieszaliśmy się w najprawdopodobniej źródło dźwięku. Z każdym posunięciem do przodu metalowe pomieszczenie zaczynało się powiększać, aż w końcu byliśmy w stanie chodzić na czworaka.
Doszliśmy do kratki w suficie, przez którą z trudem, ale jednak mogliśmy zauważyć klasę która mieściła się pod nami. Widok przedstawiał sytuację podobną co u nas. Wiele dzieci leżało na podłodze nieruchomo, tylko jedno z nich się obudziło i najprawdopodobniej to ono krzyczało. Była to mała dziewczynka, miała rudawe włosy i bardzo jasną cerę. Rozkojarzona rozglądała się dookoła nie wiedząc co tutaj się dzieje. Co chwilę chwytała się za głowę jakby chciała oswoić w niej nowo zebrane informacje. Nie stała tak długo, bowiem po chwili do sali przybili strażnicy z maszynowymi karabinami co sprawiło, że dziecko przestraszyło się jeszcze bardziej i zemdlało na ich widok. Jeden z nich chwycił ją za ramię i jak szmacianą lalkę ciągnął po podłodze. Reszta wyszła z sali z głośnym rechotem na usta.
          Kątem oka spojrzałem na Laurę, która próbowała zlokalizować tożsamość pozostałych osób. Chciałem powrócić do czynności którą wykonujemy już ponad czterdzieści minut, ale nagle zauważyłem coś czego nie chciałem zobaczyć. Na podłodze leżała Lucy. Moja mała biedna siostrzyczka. Kompletnie zapomniałem, że przecież moje rodzeństwo również chodzi do szkoły, a nawet nie pofatygowałem się, że chociaż zapytać do jakiego z tych śmiesznych instytutów zostali przyjęci i co o tym wszystkim sądzą. Moja egoistyczna dusza ponownie się odezwała i pozwoliła myśleć mi tylko o tym, aby chronić swoją dupę.
Potrząsłem głową i dałem znak Laurze, że nie ma nad czym tutaj się rozczulać i należy w końcu się stąd wydostać. Niektóre rzeczy są ważniejsze.
              Z czasem miejsca w szybie zaczęło się robić na tyle dużo, że mogliśmy iść obok siebie. Miałem nadzieje, że zwiastuje to koniec tej wędrówki, która co jak co ale dla mnie była okropnie męcząca. Laura czołgała się obok mnie ciężko oddychając, a na pytanie czy chce odpocząć stanowczo mówiła nie.
Nie upłynęło pięć minut, a przejścia nie było, a przed nami stała po prostu ściana.
- Kurwa.- syknęła- Świetnie, po prostu świetnie.
Sam przez chwilę nie mogłem uwierzyć w to co właśnie widzę. Czy to oznaczało, że nasza ponad godzinna wędrówka przez ten smród poszła na marne?
- Zawracamy?- spytała łamiącym się głosem. Wiedziałem, że czuła to samo co ja.
- Czekaj chwilę.- poleciłem. Byłem w końcu magikiem. Tam, gdzie nie ma wyjścia, zawsze jest wyjście. Popukałem w kilku miejscach, a tam gdzie dźwięk okazał się krótki i "pusty" skupiłem swoją uwagę. Może gdybym miał trochę więcej siły udałoby mi się to rozwalić?
Pukałem tam jeszcze przez chwilę, gdy moje palce napotkały coś wystającego. Starałem się to pociągnąć jednak poszło to na marne. Miałem po prostu za mało siły.
Powiadomiłem dziewczynę o swoich spostrzeżeniach i po chwili ona przyłożyła tam palec. Czułem, że mocno zaciska zęby. Po kilku próbach pociągnięcia tego (czymkolwiek to było) na dół, udało się. Metal głośno spadł na podłogę. Spojrzałem w dół i okazało się, że jesteśmy około metr nad ziemią. Po cichu jak tylko to było możliwe udało nam się zejść. Prosto w ręce strażnika.
                 Pchał nas mocno w stronę jakieś klasy. Czułem, że zawiodłem. Laurę, moje rodzeństwo, a najbardziej siebie. To miała byś nasza droga ucieczki od tego szaleństwa, a jedyne co nam się udało to znalezienie się jeszcze w gorszej sytuacji niż w tej w której byliśmy godzinę temu. Spróbowałem spojrzeć na Laurę jednak ona starała się jak najbardziej unikać mojego wzroku i patrzyła tempo w podłogę. Strażnik otworzył nam drzwi i pchnął nas na krzesła.
Kiedy ściągnął z głowy maskę okazał się być Mike'm Pieterse.
- Mike?- wypowiedziałem jego imię w pytający sposób. Chłopak położył palec na usta, sugerując mi tym żebym się uciszył. Dziewczyna wyglądała na zdezorientowaną całą tą sytuacją. W sumie jej się nie dziwie, bo jakim cudem Mike został strażnikiem? Przecież to nie miało sensu.- Jak wszystko wokół.- dodał cichy głos w mojej głowie. 
- Musicie być bardziej ostrożni. Raczej nie chcecie wpaść w ręce kogoś innego.- chłopak uśmiechnął się do nas w charakterystyczny dla siebie sposób.- Lottie przekazała Ci kartkę?- zapytał patrząc prosto na mnie. 
- Tak.- odpowiedziałem.- Mike, wytłumacz mi o co w tym wszystkim chodzi. I dlaczego do cholery jasnej jesteś strażnikiem?- zapytałem unosząc pytająco brew na co brunet roześmiał się w odpowiedzi. 
- Och Lucky, ty na prawdę nie wiesz co tu się dzieje, prawda?- zapytał na co ja popatrzyłem na niego jakby przemówił do mnie w obcym języku.- Nowa Era. Nowe zasady.- skomentował moją minę.- A teraz zabieraj swoje cztery litery i idź tam, gdzie masz iść. Tylne drzwi są otwarte i nie ma tam kamer.- podziękowałem mu i uścisnąłem go na pożegnanie. Bardzo lubiłem tego chłopaka, a znaliśmy się już sporo czasu. Posłał mi zachęcający uśmiech, natomiast Laurze puścił oczko, przez co dziewczyna oblała się rumieńcem. 
            Pogoda na zewnątrz była okropna. Było cholernie zimno i  w dodatku padał deszcz. Stodoła o której napisała mi Charlotte na kartce była około kilometra od szkoły w środku szczerego pola. Nie mieliśmy się nawet nad czym zastanawiać. Trzeba było stąd wiać. 
Mieliśmy już ruszać, gdy nagle Laura mnie zatrzymała. Stanęła równo ze mną i splotła nasze dłonie. Początkowo ten gest bardzo mnie zaskoczył. Była to dla mnie obca bliskość, ale bardzo przyjemna. Jej skóra była gładka i delikatna. 
- Razem? - zapytała, patrząc mi prosto w oczy. Zdawałem sobie sprawę, że póki co byliśmy zdani tylko na siebie, czy to nam się podoba czy nie. Uśmiechnąłem się pusto i ścisnąłem mocniej jej zimną, małą dłoń.
- Razem.- odpowiedziałem. 
             Biegliśmy równym tempem, na tyle ile było to możliwe. Moje ciało w dalszym stopniu było obolałe i przypominał mi o tym każdy następny krok. Plony, które rosły mocno raniły nasze odsłonięte miejsca przy czym utrudniały nam praktycznie wszystko. 
Zauważyłem budynek do którego zbliżaliśmy się. Był całkiem duży. Miał blaszany dach na którego szczycie stał kogut wskazujący cztery kierunki świata. Czerwona farba odrywała się od ścian, a znaczną część stodoły pokrywała rdza. 
Nie minęło kila minut, a przemoczeni do suchej nitki znaleźliśmy się w środku. Ku naszemu zdziwieniu, miejsce nie było tak obskurne na jakie się wydawało z zewnątrz. Nie było nienagannie czysto, ale również nie panował tam wielki bałagan. Zamiast wielkich stogów siana i starych maszyn rolniczych ktoś postanowił sobie tam urządzić pseudo pokój bądź nawet dom. Podłoga była wyłożona wykładziną, a ściany pomalowane na jasny niebieski. 
- Wow..- to jedyne co udało się wydobyć z ust mojej towarzyszki.
- Dokładnie.- odpowiedziałem, na jej nie zadane pytanie, jednak wiedziałem co czai się w jej myślach. 
Spojrzałem w dół na nasze nadal splecione dłonie, których tak bardzo nie chciałem puszczać. Dotyk jej skóry sprawiał, że czułem że naprawdę przy mnie jest i nie chodzi mi tutaj o po prostu stanie obok. Czułem, że mogę na niej polegać bez względu na to co tutaj się wydarzy. Kto by pomyślał, że ta mała osóbka potrafi dawać tyle nadziei.  
          Laura rozglądała się po pomieszczeniu z otwartymi ustami. Sam również nie mogłem uwierzyć co właśnie widzę. 
- Może powinniśmy się tutaj rozglądać i poszukać jakiegoś jedzenia?- zaproponowałem i zwolniłem uścisk z jej dłoni, aby po chwili kompletnie ją puścić. Dziewczyna ponownie oblała się rumieńcem i nie patrząc na mnie odpowiedziała.
- Jasne, ja sprawdzę po lewej stronie.- zaczęła kierować się w tamtą stronę, a na moją twarz wstąpił mały uśmieszek. 
         Zmrok zaczął zapadać nad miastem. Do tego czasu udało nam się zebrać dużą część prowiantu pochowaną w różnych miejscach stodoły. Wszystkie puszki miały długą datę ważności więc jedno było pewne: z głodu nie umrzemy. 
Z kanapy, która stała pod ścianą wyciągnęliśmy dwie poduszki oraz koc. Spaliśmy na zmianę po godzinie, o ile w ogóle któremuś z nam udało się zasnąć.
Przeglądałem kartki, które zabrałem z klasy jednak było to na tyle bez sensu, że jedyne co potrafiłem z tego wywnioskować to to, że czytam tylko ciąg liter, a mój mózg nie przyswaja żadnej treści. Obiekt 2576 to, Obiekt 2576 tamto... kompletne nie umiałem tego zrozumieć, ani tym bardziej chociaż dość do wniosku kim lub czym jest Obiekt 2576. 
- Śpisz?- głos Laury wyrwał mnie z zamyślenia. Dziewczyna siedziała na podłodze opierając się o kanapę. Tempo wpatrywała się w metalowe drzwi.
- Nie.- odpowiedziałem i przekręciłem się na plecy. Wpatrywałem się w sufit i czytałem napisy jakie na nim wykonano. "Wolność", "Bądź wolny", "Bądź sobą", "Wolność", "Wolny", "Wolność".
- Co teraz? - zapytała i zwróciła głowę w moją stronę. Przekręciłem się na prawy bok, abyśmy mieli swobodny kontakt wzrokowy.
- Na pewno tego tak nie zostawię.- odezwałem się natychmiast.- Z pewnością tam wrócę. Dobrze wiem, że Cody i Livia sobie poradzą, w końcu mieszka... Nie ważne. Oni sobie poradzą. Wiem to. Ale nie Lucy. Nie moja siostrzyczka... ona.. ona jest za mała na to wszystko. Ona nie da rady. Muszę tam wrócić. Moja siostra, moja odpowiedzialność.- powiedziałem. Tak jak mówiłem: są sprawy ważne i ważniejsze, a ona była w tym momencie najważniejsza. Momentami przywoływałem w myślach twarz Niny. Była to osoba o która martwiłem się tak samo jak o Lucy. Miałem nadzieje, że wszystko się jakoś ułoży. Miałem nadzieję. 
Laura pokiwała głową na znak, że mnie rozumie. Była na prawdę mądrą osobą i wydawało mi się, że w pewnych momentach zachowywała się bardziej dojrzale niż ja. 
Rozglądnąłem się po ciemnym pomieszczeniu i w kącie dostrzegłem gitarę. Umiałem grać na tym instrumencie, ale co do śpiewania to opinie były różne. Postanowiłem, że rozładuję napięcie jakie między nami powstało, wstałem i ruszyłem w kierunku wspomnianej wcześniej rzeczy. 
Powróciłem na swoje miejsce i po kolei przejechałem palcem po każdej strunie odpowiednio je nastrajając.
- Chcesz się pośmiać ze mnie?- zaproponowałem na co ona wywołała na swojej twarzy prawie nie zauważalny uśmiech. Uderzyłem, wybierając odpowiednie akordy i już po chwili całkowicie oddałem się muzyce. 

" Day, after day
I will walk and I will play
But the day, after today
I will stop and I will start.
I've given you a descision to make
Things to lose and things to take
Just as she's about ready to cut it up
She said " wait a minute honey, I am add it up"
Add it up, Add it up
Wait a minute honey I am add it up"*

* Dzień po dniu, będę szedł i będę walczył. Ale pojutrze przestane i zacznę. Dałem ci decyzję do podjęcie. Rzeczy do stracenia i rzeczy do wzięcia. Tak jak ona była gotowa, żeby to odciąć. Powiedziała " poczekaj minutę skarbie ja dodam to". (tłumaczenie nie jest oryginalne tylko autorskie, więc jest ono takie jakie ja rozumiem tekst piosenki.)


Hejka misie!
Przychodzę do was już z piątym rozdziałem i na razie póki co nie wychodzę z formy i trzymam się reguły jeden rozdział w tygodniu (póki co w poniedziałki). 
Możliwe jest, że ten rozdział nie jest zbyt ciekawy, ale na swój sposób mi się spodobał, być może przez klimat w jakim starałam się aby był utrzymywany. Mogę was zapewnić, że w następnych czeka naszych bohaterów na prawdę sporo ciekawych akcji i będzie się działo, oj będzie!
Nie mam więcej informacji, wszystko jest w tej notce i proszę o przeczytanie:)
 Życzę wam miłego poniedziałku!
honey

6 komentarzy:

  1. Cześć honey!
    Ty to wiesz jak poprawić człowiekowi humor - dodając nowy rozdział. Ale od początku... Piątą część czytało się naprawdę przyjemnie. Chociaż muszę Ci powiedzieć, że byłam przerażona, kiedy Luke i Laura trafili w ręce strażnika. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, a Mike ich wypuścił. Kurde, z każdym rozdziałem to opowiadanie, co raz bardziej mi się podoba. Nie mogę się doczekać kolejnej części!
    Pozdrawiam, czekam na więcej i życzę mnóstwa, mnóstwa weny.
    Ściskam mocno <3
    Elliaze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo moja ulubiona pisarka! Czekałam na twój komentarz! Cieszę się bardzo, że moje wypociny tak przypadły ci do gustu i postaram się w dalszych rozdziałach cię nie zawieść <3
      Również pozdrawiam i czekam na kolejny Our Destiny!!!
      Mam nadzieję do poniedziałku!
      buziaki:*
      honey

      Usuń
  2. Cześć kochana!
    Udało mi się wreszcie odrobinę ogarnąć, więc jestem i nadrabiam zaległości. :)
    Od początku niesamowicie mnie zaintrygowłaś, ale to już wiesz. Z każdym kolejnym rozdziałem mam coraz więcej pytań, a poszczególne wątki nie przestają mnie zaskakiwać. Moment z Lucy, gdy stwierdził, że musi po nią wrócić, bardzo mnie poruszył, chociaż na początku miałam ochotę mu przywalić, mimo że to jego 'mala siostrzyczka', lekki z niego egoista. I może dlatego tak bardzo go lubię, strasznie mi przypomina mnie. Widzę, że akcja idzie w dobrym kierunku, a ja już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam i ściskam mocno. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stęskniłam się za twoimi komentarzami <3 Luke jest szczególną postacią bo jest po prostu ludzki, a nie tak jak większość bohaterów ff wyidealizowany. Tak jak sam powiedział są rzeczy ważne i ważniejsze. Dziękuję bardzo za miłe słowa i do zobaczenia <3
      honey

      Usuń
  3. Siemka. :)
    Zostawiłaś komentarz pod jednym z rozdziałów na moim blogu, więc z ciekawości zajrzał i do Ciebie. Sama fabuła Twojego opowiadania trochę mnie zaintrygowała. Więc zaczęłam czytać. Cała sprawa niesamowicie mnie interesuje i jestem ciekawa o co w tym wszystkim chodzi. Akcja się rozwija i bardzo mi się to podoba :) zdarzają Ci się błędy, ale kto ich nie popełnia? jedyne co mi się nie podoba to wulgaryzmy, bo w którymś z rozdziałów znalazł się przymiotnik ch*jowy (pewności nie mam!). sto razy lepiej by brzmiało, gdybyś to zastąpiła jakimś innym wyrazem. :)
    co do bohaterów to póki co każdego chyba lubię. no oczywiście oprócz rodziców Luke'a. biedactwo, życie rzeczywiście dało mu niezłego kopa w tyłek..
    na tę chwilę tyle ode mnie, czekam na dalszy rozwój akcji! mam nadzieję, że do poniedziałku! :* życzę dużo weny, trzymaj się!
    http://bigxliar.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo za komentarz <3 powoli zaczynam sprawdzać poprzednie rozdziały i wezmę twoją radę do serca:)
      pozdrawiam buziaki:*
      honey

      Usuń