poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 6: Nowe warunki

         ♫ nowe życie ♫

        Nad ranem mojej towarzyszce udało się zasnąć i nawet kiedy przyszła jej zmiana nie miałem serca jej budzić. Chociaż ona na kilka godzin mogła się przenieść w krainę snu. Nie mając co ze sobą zrobić chodziłem z jednego kąta w następny tak jak to zwykle robiłem w domu. Myślami przywoływałem twarze mojego rodzeństwa oraz moją mamę. Zastanawiałem się czy puścili ich do domu, a jeśli nie to jaką beznadziejna wymówkę wcisnęli rodzicom. Byłem w tak beznadziejnym położeniu jak nigdy wcześniej. Chciałem ratować Lucy, ale nie wiedziałem jak, przecież nie mogłem tak po prostu wejść i powiedzieć "siemanko, przyszedłem ją zabrać, do widzenia". Musiał istnieć jakiś rozsądny plan, ale wiedziałem doskonale, że na pewno nie byłem jego autorem. To co mnie niezwykle charakteryzowało to lekkomyślność. Nigdy nie zastanawiałem się jakie ryzyko niosą za sobą własne czyny, ponieważ po prostu żyłem daną chwilą. Może i jest to błędne rozumowanie, ale moim skromnym zdaniem takie życie jest najlepsze.
     Nie warto było tracić czasu na bezsensowne przemieszczanie się po stodole. Postanowiłem, że trochę tu poszperam. Właściciel musiał "mieszkać" tutaj dość długo. W pomieszczeniu znajdowało się bardzo dużo przydatnych rzeczy zaczynając od nożyczek, kończąc na płycie grzewczej. Stodoła wcale nie była taka wielka i przerażająca na jaką wyglądała od zewnątrz.
Szukałem ciekawych rzeczy po szafkach, ale ku mojemu rozczarowaniu nie udało mi się znaleźć nic szczególnego. Znajdywały się tam najzwyklejsze przybory kuchenne i domowe. Szklanki, talerze, kilka paczek herbaty, sztuczce oraz paczka papierosów, którą od razu sobie przywłaszczyłem. Nie było sensu nadal się tutaj rozglądać, bo doszedłem do wniosku, że to miejsce robiło po prostu za kuchnie. Oprócz garnków nie czekało tam na mnie nic interesującego.
        Włóczyłem się tam i z powrotem myśląc co ze sobą zrobić, gdy nagle uderzyłem się o coś wystającego z podłogi w stopę. Ból przeszył całą nogę, a ja musiałem się za nią złapać, żeby nie krzyknąć niepotrzebnego "auł" i nie obudzić przypadkiem Laury. Odsunąłem dywan z tego miejsca i moim oczom ukazała się klapa. Spróbowałem ją otworzyć, ale metalowa kłódka wyraźnie ją blokowała i nie chciała ustąpić. Nie było sensu się z nią siłować bo i tak wszystkie moje próby poszłyby na marne.
Zrezygnowany ruszyłem w stronę piramidy z puszek, którą zrobiliśmy wczoraj z dziewczyna i wybrałem czerwoną fasolę. Zająłem moje poprzednie miejsce i po chwili udało mi się otworzyć metalową puszkę. Dopóki nie zjadłem pierwszej łyżki nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo głody byłem. Teoretycznie oprócz kawy dnia poprzedniego mój żołądek był całkowicie pusty. Szybko pochłonąłem całą zawartość i czułem się pełny jak nigdy wcześniej.
   
           Oglądałem jak ostatnie krople deszczu spadają na ziemię. W głowie układałem sobie plan wydostania mojej siostrzyczki, ale każdy z nich wydawał się bez przyszłości. W takich sytuacjach nie pozostaję nic innego jak marzyć. Nauczyłem się tego po pierwszej okropnej nocy z moim ojczymem. Zawsze kiedy w domu latały talerze, siadałem w nocy na łóżku i wyobrażałem sobie różne rzeczy. Marzyłem o wakacjach z moją rodziną na których nie byłem od bardzo dawna. Wyobrażałem sobie nas wszystkich na plaży. Mamę leżącą na leżaku pod parasolem w wielkim słomianym kapeluszu czytającą romansidło w różowej okładce, co chwilę ocierając oczy z nadmiaru łez. Tatę, który się z niej śmiał, że tak bardzo przeżywa rozterki głównych bohaterów. Zawsze trzymał ją za rękę jakby chciał wiedzieć, że na prawdę ona tutaj siedzi, a nie ktoś inny. Wyobrażałem sobie Livię stojącą na brzegu oceanu, narzekająca na zbyt zimną i słoną wodę oraz moją małą Lucy, która się stara co chwilę wciągnąć ją w morskie fale. Cody'ego, który za wszelką cenę chcę mnie podtopić, albo wygrać w wstrzymywaniu oddechu jak najdłużej. No i przede wszystkim wyobrażam sobie mnie, nurkującego na dnie oceanu, szczęśliwego że może być z rodziną. Marzyłem o tym, aby przez chwilę być szczęśliwym.
Z moich zamyśleń wyrwała mnie Laura, która właśnie się obudziła. Spojrzałem na nią kątem oka, twarzą w dalszym stopniu skierowaną w stronę deszczu.
- Dzień dobry.- powiedziała i przeciągnęła się do pozycji siedzącej. Nie trudno było zauważyć, że dziewczyna jest wykończona, nie tylko zaistniałą sytuacją a także nie wyspaniem.
- Dzień.- odpowiedziałem, ponieważ on wcale nie był dobry. W żadnym stopniu, nawet najmniejszym.- Co sobie księżniczka życzy na śniadanie? Mogę zaoferować pasztet Kiele..Kiel.. Kchy..- nie umiałem wypowiedzieć skomplikowanej nazwy, która znajdowała się na wierzchu opakowania. Puszka najprawdopodobniej pochodziła z polskiego sklepu, bo "Pasztet Kielecki" zdecydowanie nie brzmi amerykańsko.- W sumie coś sobie wybierzesz, trochę tego jest.
Dziewczyna wstała z kanapy i ruszyła w kierunku piramidy. Wzięła do ręki pierwszą lepszą puszkę z góry. Przeczytała nazwę po czym wzruszyła ramionami i zabrała widelec z prowizorycznej kuchni. Nie usiadła koło mnie, lecz weszła po schodach i zatrzymała się przy malutkim oknie, które umożliwiało nam obserwowanie drugiej strony pola.
          Około godziny później obydwoje zaczęliśmy się rozglądać po miejscu w którym się znajdowaliśmy. Udało nam się znaleźć kilka ubrań więc postanowiłem się przebrać i w taki oto sposób paradowałem w podziurawionych dżinsowych spodniach, czarnej bluzce oraz czerwono- czarnej koszuli w kratę.
- Nadal wyglądasz jakbyś się nadawał na okładkę gejowskiego pornola.- rzuciła w moim kierunku, na co momentalnie się roześmiałem. Była ubrana w czarne legginsy i z pewnością o trzy rozmiary za dużą czarną bluzkę w białe paski. Oddałem jej swoją bluzę, która chociaż w minimalnym stopniu sprawiała, że dziewczyna nie wyglądała jak bezdomna.
Po przeszukaniu kilku szuflad, udało mi się znaleźć talię kart. Stwierdziłem, że rozładuję tą gęstą atmosferę między nami i pokaże mojej towarzyszce kilka sztuczek, na co z chęcią się zgodziła. Siedzieliśmy na podłodze do góry w tym samym miejscu w którym Laura wcześniej jadła. Mieliśmy idealny widok na główne wejście oraz tył pola.
        Gra w trzy karty* polegała mniej więcej na tym, że jesteś w stanie zmanipulować osobę obserwującą. Zasady są proste: czerwona karta wygrywa, czarna przegrywa. Pokazujesz jakie masz karty i załóżmy, że są to czarny as, Joker oraz czerwona czwórka, ale tak na prawdę osoba na której przeprowadzona jest iluzja widzi dwa asy i czwórkę, bo Joker pozostaje cały czas w ukryciu. Tłumaczenie tego wydaję się bardzo skomplikowane, jednak w rzeczywistości jest to banalnie proste.
Przedstawiłem Laurze całą sztuczkę. Uśmiechałem się głupio widząc jak mruży oczy i marszczy nos próbując się skupić. Była na prawdę sprytną dziewczyna. Próbowała doszukać się jakiś dziwnych teorii spiskowych, ale nadal nie udało jej się rozgryźć całego triku.
- Pewnie masz cztery karty.- powiedziała zrezygnowana i oparła się plecami o ścianę. Nogi skrzyżowała w kostkach, a ręce położyła na udach. Patrzyła na mnie spod łba, widocznie zdenerwowana tym, że nie udało się jej mnie przechytrzyć. Uśmiechnąłem się triumfalnie i położyłem przed nią asa, czwórkę oraz jokera. Dziewczyna otworzyła szeroko usta, a następnie zmarszczyła twarz. Na jej czole pojawiła się pulsująca żyła, a jej brew wygięła się w nienaturalnym stylu. Wybuchłem śmiechem tak mocno, że położyłem się na plecy i turlałem się po podłodze, denerwując ją przy tym jeszcze bardziej.
Nagle ogłuchłem.


          Wybuch nastąpił tak szybko, że ani mój umysł, ani moje ciało nie zdążyło się na niego przygotować. Podłoga pod nami się zatrzęsła, a w głowie słyszałem jedynie pisk. Moja reakcja była tak szybka, że sam się sobie dziwiłem. Pomimo bólu przeszywającego moją czaszkę udało mi się wstać na proste nogi. Próbowałem znaleźć Laurę jednak czarne plamki przed moimi oczami nie bardzo mi to umożliwiały. Potknąłem się i wpadłem prosto na ścianę. Przytrzymałem się rękoma i starałem uspokoić mój nierówny oddech. Kątem oka dostrzegłem metalowy pręt, który po chwili znalazł się w moich rękach. Zbiegłem po schodach omijając przynajmniej co trzy schodki. Zatrzymałem się przed wejściem do stodoły i spojrzałem na pokryte ogniem zborze. Nie miałem pojęcia co było przyczyną wybuchu. Wszystko nie miało sensu. Nie wiedziałem co mam robić. Chwytałem się co chwilę za głowę i chodziłem w kółko. Dotarło do mnie, że zaczynam własnie panikować. Przekląłem się w myślach. W moim umyśle z minuty na minute, pisk stawał się coraz głośniejszy. Ściskałem się mocniej, jakbym chciał sprawić, że dźwięk wyparuje. Nagle usłyszałem trzask. 
           Obejrzałem się za siebie i zrozumiałem, że źródłem dźwięku nie było nic innego jak spadająca ze schodów Laura. Pomogłem dziewczynie wstać i wydawało mi się, że spytałem czy nic jej nie jest. Ona coś wymamrotała, ale nie usłyszałem kompletnie nic. 
Popatrzyłem jeszcze raz na miejsce wybuchu i dostrzegłem kilka postaci w oddali kierujących się w stronę stodoły. Szybko zrozumiałem, że to na pewno nie jest stowarzyszenie osób, które chce nam pomóc, ani tym bardziej właściciele. To byli strażnicy. 

Do mojego umysłu zaczęły napływać różne wersje wydarzeń. 
Trzeba było myśleć trzeźwo. Nerwowo zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu szukając miejsca w którym moglibyśmy się ukryć. Kiedy zaczynałem tracić nadzieje, a do mojej głowy wleciała wizja chyba najgorsza z możliwych. 
Przypomniałem sobie jednak o dziwnej skrytce w podłodze, którą znalazłem dzisiaj rano. Szybko do niej podbiegłem i odsunąłem dywan, który ją przykrywał. Oceniłem wytrzymałość kłódki i długo się nie zastanawiając uderzyłem w metalowe zamknięcie prętem. Za trzecim razem puściła całkowicie. 
          Pchnąłem Laurę w kierunku skrytki i upewniłem się, że znalazła się na dole. Podbiegłem do wejścia i z odrobiną wysiłku udało mi się zamknąć ogromne i cholernie ciężkie drzwi. Zakryłem ponownie dywanem drzwiczki i położyłem na niego stolik tak, aby się nie zsunął. Chciałem już wchodzić do środka, gdy nagle dostrzegłem kłódkę leżącą niecały metr ode mnie. Szybko ją zabrałem. 
W chwili kiedy udało mi się wejść i zamknąć za sobą klapę na drzwi zaczęli napierać strażnicy. 
           Odnalazłem w ciemnościach dziewczynę i razem usiedliśmy pod ścianą, najdalej od drabinki jak tylko się dało, przynajmniej tak nam się wydawało, ponieważ szczerze mówiąc nie widzieliśmy zbyt wiele. Czułem, jak szybko dziewczynie biło serce, chociaż nie byłem do końca pewny czy to moje nie wydaje tak głośnych dźwięków. 
Odnalazłem rękę brunetki i mocno ją ścisnąłem. Cokolwiek to było musieliśmy przejść przez to razem. 
- Słyszysz to?- zapytała, a ja zauważyłem, że znowu mogę słyszeć. Spróbowałem zrozumieć o co chodzi Laurze i po chwili już wszystko wiedziałem. Słyszeliśmy kroki ciężkich butów, dokładnie nad nami. Wzdrygnąłem się, kiedy mężczyzna zaczął nawoływać swoich towarzyszy. Mieliśmy dokładnie pięćdziesiąt procent szans na to, że zostaniemy nie zauważeni i pięćdziesiąt procent na to, że nas złapią. W tamtym momencie wolałem tą optymistyczną wersje.
Mój świat zamarł kiedy drzwi do skrytki się otworzyły.

        Momentalnie z dziewczyną położyliśmy się na ziemie i staraliśmy się schować za metalową szafą. 
- Lucky?- wypowiedział moje imię kobiecy głos, a ja dokładnie wiedziałem do kogo on należy. Po chwili przede mną w stroju strażnika stała Charlotte. Chyba już nic mnie nie zdziwi.- Jezu, tak się ciszę, że cię widzę!.- przytuliła się do mnie. Przez chwilę stałem nie ruchomo nie wiedząc do końca o co w tym wszystkim chodzi, ale odwzajemniłem uśmiech.
- Lucky, słuch...
- Zanim się rozgadasz, oczekuje wyjaśnień.- przerwałem jej.- Co do cholery robisz w stroju strażnika tak samo jak wcześniej Mike?
- To przez te instytuty. Ja Mike, Maya i Thomas wiedzieliśmy o tym wcześniej.- na dźwięk imienia mojego najlepszego przyjaciele stanąłem jak słup soli.- Dlatego dałam ci tą kartkę, żebyś się tutaj udał.Nie sądziłam jednak, że zabierzesz ją.- kiwnęła palcem na Laurę, co sprawiło, że dziewczyna momentalnie się zainteresowała rozmową.- Dalsze instrukcje masz na kartce, która jest na stoliku. W stodole nic wam nie grozi. Ja i Maya zdecydowałyśmy się tutaj sprawdzić na zlecenie strażników, stąd ten wybuch. Nie martw się, uda nam wszystkim się stąd uciec.- powiedziała i zaczęła kierować się do drabinek. 
- Lottie, nie mogę tak zostawić Lucy, ja muszę po nią wrócić.
- Wszystko jest w kartce, stosuj się do tego inaczej nie wiem czy wszystko nam się uda.- otworzyła klapę.
- Ale...- zacząłem jednak dziewczyna bardzo szybko mi przerwała.
- Kartka, Luke.- to były jej ostatnie słowa, potem wyszła. 


* gra w trzy karty - polecam obejrzeć ten filmik aby zrozumieć całą sztuczkę:


Cześć misie!
Mam nadzieję, że nie zanudziliście się na śmierć czytając ten rozdział, bo mam wrażenie, że jest on chyba najnudniejszy ze wszystkich, które dotychczas napisałam. Niestety nie miałam zbyt dużo czasu, żeby go sprawdzić, także za wszelkie powtórki jak najbardziej przepraszam i postaram się to wszystko poprawić w ciągu kilku dni. Miałam chwilowy zastój i mam nadzieję, że aż tak bardzo nie odbił się on na opowiadaniu. Zanim dojdzie do prawdziwej akcji, przed nami jeszcze kilka wynudzających rozdziałów, niestety takie są początki :/

Ps. Dajcie mi znać co myślicie o założeniu podstrony WNB, na której moglibyście się dowiedzieć trochę więcej i dodawałabym tam posty co czwartek z różnymi ciekawostkami dt. bohaterów, spoilerami kolejnych rozdziałów i wiele wiele więcej. Od dawna coś takiego zaprząta moją głowę  i wydaję mi się, że byłoby to ciekawe urozmaicenie bloga:) 

Do poniedziałku!
Honey

7 komentarzy:

  1. Witam!
    Piszę w imieniu katalogu Kocham Czytać Blogi,
    na którym już jakiś czas temu pojawił się konkurs na Blog Miesiąca.
    Bardzo spodobał mi się Twój blog i serdecznie zapraszam do wzięcia udziału w konkursie!
    Wystarczy jedynie być w naszym katalogu i już!
    Pamiętaj, że zgłoszenia do konkursu trwają do 10 dnia każdego miesiąca, jednak możesz się zgłosić w każdej chwili, jeśli tylko nie śpieszy Ci się ;) Wtedy bierzemy Twoje zgłoszenie, jako na kolejny miesiąc.
    Nagrodą jest promowanie bloga na stronie głównej KCB :)
    Link do zakładki z konkursem:
    Zakładka Blog Miesiąca
    Zapraszam!
    M. Sheriedan xx

    Ps. Przepraszam za SPAM, ale nie znalazłam zakładki :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej kochana. <3
    Wiem, że długo mnie nie było. (Mam za sobą fatalny okres czasu, szkoda gadać. )
    Wreszcie się zebrałam i zaczęłam nadrabiać zaległości.
    Wcale nie zanudziłaś mnie tym rozdziałem, a wręcz przeciwnie. Jest dość spokojny i przyjemny dla oka. Nie mogę się nadziwić jak szybko rozwinęła się akcja! Strasznie się wciągnęłam, jestem niesamowicie ciekawa jak wszystko się dalej potoczy. Widzę fajną relację pomiędzy Lukie'm i Laurą. Strasznie ich lubię, a moment gdy grali razem w karty, strasznie mnie rozbawił. Strasznie chce już wiedzieć co było napisane na tej kartce, a tym samym poznać dalsze instrukcje.
    Teraz postaram się juz koentować na bieżaco.
    Pozdrawiam serdecznie i ściskam mocno.
    Newtie.

    Ps.
    U mnie kilka dni temu pojawił się nowy rozdział. Jakbyś miała chwilkę, zapraszam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo dziękuję bardzo za miły komentarz! Sama mam ogromny zastój czytelniczy jak i pisarski i kompletny brak weny, a wszystko spowodowane stresem jaki wyrządziła mi szkoła :/ Z pewnością przeczytam rozdział, bliżej weekendu! <3
      buziaki:*
      Honey

      Usuń
  3. He he hej. Jasne że Cie pamietam :) Ogolnie to mnie tez dawno nie było na blogach i jakos trzeba wrocic do tego. Zycze duzo weny i jak na razie nie zapraszam do siebie bo weny jako tako brak :p
    Pozdrawiam
    RiDa

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam!
    Zgłosiłaś/łeś się do konkursu na Blog Miesiąca Październik. Trwa głosowanie.
    Głosy można oddawać na stronie głównej katalogu, po lewej stronie.
    Powodzenia!
    M. Sheriedan xx
    http://kochamczytacblogi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń