niedziela, 31 lipca 2016

Rozdział 2: Dom

  Zakłada dt. bohaterów została zaktualizowana.      

♫  Smoke Time ♫

              Jeśli udałeś się w złą uliczkę na moim osiedlu, to wiedz, że wrócenie do domu ze wszystkimi zębami to kwestia szczęścia. Mieszkałem na obrzeżach miasta w nie wielkiej kamienicy. Dookoła nas nie dało się zauważyć żywej duszy. Przynajmniej za dnia.
                Wyciągnąłem z kieszeni kurtki paczkę papierosów i odpaliłem jednego. Musiałem się uspokoić zanim wejdę do domu. Tak bardzo nienawidziłem tego miejsca.
Powolnym krokiem przekroczyłem próg holu.
- Cześć Luke! - powiedziała do mnie Diana, która była odpowiedzialna za porządek tego miejsca. Pokiwałem jej ręką i udałem się na klatkę schodową, na siłę chciałem wydłużyć czas (dlatego zrezygnowałem z windy). Po upływie pięciu minut znalazłem się na właściwym piętrze.
Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się tępo w tabliczkę na moich drzwiach.
"państwo Timson"
Wziąłem do ust duży haust powietrza i nacisnąłem na klamkę.
Ledwo przekroczyłem próg, a do moich nozdrzy dobiegł zapach taniej wódki i potu. Z trudem powstrzymałem odruch wymiotny.
                 Cicho na palcach przemieściłem się do swojego pokoju, który dzieliłem z bratem. Kiedy do niego wszedłem zastałem go siedzącego na łóżku z okładem z lodu na oku.
- Co ci się stało?- zapytałem rzucając plecak na ziemię.
- Robert dzisiaj się zorientował, że ciebie nie ma. Wkurzył się niesamowicie. Matka zamknęła się w pokoju i od rana z niego nie wychodzi, dlatego Livia miała przygotować obiad. Starałem się jej pomóc i nawet znaleźliśmy przepis na kurczaka w sosie słodko-kwaśnym. Niestety źle nastawiliśmy kuchenkę i mięso się spaliło. Grubas wleciał do kuchni i zaczął się wydzierać, że robimy tylko syf w tym domu i on czuje się jakby mieszkał w oborze. Rzucił się na Livię, więc stanąłem w jej obronie. Przyłożył mi w twarz na co ja prześlizgnąłem się pod jego ręką i pchnąłem na rozgrzaną gazówkę. Uwierz mi, pierwszy raz słyszałem ryk godowy w tamtym momencie.- roześmiał się.-  do tego całego burdelu wleciała matka i zaczęła się na mnie wydzierać, że mnie pan Bóg opuścił i czemu zawsze wszystko muszę psuć.
- Gdzie on teraz jest?- zapytałem siadając obok Cody'ego.
- Najprawdopodobnie przepierdala ostatnią wypłatę matki w kasynie.
Rozluźniłem się nieco na myśl, że nie będę musiał go oglądać. Przynajmniej nie teraz. Porwałem z krzesła koszulkę i spodenki i udałem się pod prysznic.
Kiedy wyszedłem z łazienki do domu wróciły moje siostry. Obydwie jak nigdy wcześniej ucieszyły się na mój widok. Poleciłem im, żeby poszły spać zanim on wróci.

           Obudziłem się o trzeciej w nocy. W sumie to źle to ująłem, ponieważ zostałem obudzony o trzeciej w nocy, a dokładniej to zepchnięty z łóżka. Od razu wiedziałem kto za tym stoi. Woń smrodu powodowała, że miałem ochotę zwymiotować wszystko, łącznie z organami wewnętrznymi. Zauważyłem, że Cody się obudził, ale dawał po sobie tego nie poznać. Wiedziałem, że nie chciał oberwać po raz drugi. Robert stał po drugiej stronie pokoju i grzebał mi w portfelu.
Miał na sobie białą, poplamioną musztardą podkoszulkę i granatowe bokserki o trzy rozmiary za małe. Był obrzydzający jak zawsze.
- Księżniczka raczyła w końcu przyjść do domu.- powiedział szczerząc się, przy czym odsłaniając swoją wybrakowaną szczękę. Ledwo podniosłem się z podłogi, a zostałem przyduszony do ściany.
- Jesteś kupą gówna, tak samo jak twoja matka.- powiedział napierając na mnie.  Kilka sekund później zostałem rzucony z powrotem na podłogę. Kopnął mnie w nerkę, co bolało. Cholernie bolało.
Na czworakach przedostałem się na drugą stronę pokoju i zabrałem do ręki figurkę, która stała na parapecie.
- Masz zamiar mnie tym zabić?- roześmiał się patrząc na aniołka, którego trzymałem w ręce. Wiedziałem dobrze, że z tym grubasem nie mam szans. Przynajmniej nie jeśli chodzi o sprawy siłowe.
Podbiegłem do niego, dając mu się zaskoczyć i chwyciłem jego barki.
- Śpij.- wycedziłem w jego twarz, co on posłusznie zrobił. Hipnoza na jego umyśle, nie będę się oszukiwać, wychodziła mi najlepiej.- Teraz opuścisz ten pokój i pójdziesz spać. Rano nie będziesz pamiętał niczego co tu zaszło.- powiedziałem i pchnąłem go do wyjścia.

            Kiedy ogr wyszedł z mojego pokoju, pierwsze co zrobiłem to rzuciłem się na łóżko i przez dobre piętnaście minut wpatrywałem się w sufit.Cody próbował nawiązać ze mną rozmowę jednak ja nie byłem na to chętny.
Wstałem i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem torbę i rzuciłem ją na łóżko brata.
- Pakuj się. Pięć minut.
Tymczasem udałem się do pokoju mamy i ojczyma i zabrałem stamtąd kluczyki do samochodu. Niecałe dwadzieścia minut później, ja wraz z całym moim rodzeństwem siedzieliśmy już w aucie.
            Jechałem pięćdziesiąt na godzinę po opustoszałym Nowym Jorku. Wykręcałem numer, ukradkiem patrząc na drogę. W myślach powtarzałem sobie jak bardzo nieodpowiedzialnie się zachowuje. Miałem teraz pod swoją opieką trójkę rodzeństwa i kompletnie nie wiedziałem, gdzie mam jechać.
Ostatecznie udało mi się znaleźć numer mojego najlepszego przyjaciela Thomasa.
Po krótkiej rozmowie zdążyłem wywnioskować, że nie ma go w domu i jest zbyt pijany, żeby chociaż do niego trafić.
Moją ostatnią deską ratunku okazał się Jason.
Na podjeździe domu Morganów, byliśmy w przeciągu trzydziestu minut. Mój przyjaciel wyszedł i pomógł nam zanieść torby do środka. Byłem niesamowicie mu wdzięczny.


                  Jason stał na balkonie patrząc się na ruchome ulice naszego miasta. Stwierdziłem, że dotrzymam mu towarzystwa.
Z chłopakiem znaliśmy się odkąd trafiliśmy do tej samej klasy w naszej szkole. Od samego początku złapaliśmy dobry kontakt i trzymałem się z nim, Niną i Thomasem. Niestety, ale nie utrzymaliśmy naszej przyjaźni zbyt długo.
- Mogę się przyłączyć?- zapytałem i stanąłem obok niego.
- Tylko jeśli masz swoje fajki.- na jego twarz wstąpił cichy uśmiech. Sięgnąłem do kieszeni dżinsów i wyciągnąłem papierosa z białego opakowania. Zapytałem kolegę o zapalniczkę i już po chwili dym wypełnił moje płuca.
- Luke, słuchaj. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale nie mogę cię tu wiecznie przetrzymywać, wiesz o tym. Prędzej czy później będziesz musiał stawić temu czoło i żadna hipnoza ci w tym nie pomoże.- pokiwałem twierdząco głową, ale nie odpowiedziałem na te słowa.
-  Nigdy się nie dowiesz jak to jest, żyjąc i bojąc się o to czy rano się obudzisz. W ogóle gówno wiesz.
- Luke, nie traktuj mnie tak.
- Jak?
- Jakbym był kimś obcym.- odpowiedział i kątem oka na mnie spojrzał.
- To mnie powoli wykańcza. Na prawdę. Od dwóch lat moja matka żyje z tym szmaciarzem. Zastanawiam się czy ona go kocha, czy boi się od niego odejść. Szczerze, to nie widziałem jej od dwóch tygodni. Zawsze jak wracam do domu to siedzi w swoim pokoju zamknięta na klucz. Prawie nigdy z niego nie wychodzi.
- Miłość ssie.- skomentował
- Gdyby tata.. - moją zaczętą wypowiedź przerwał dźwięk otwierającego się zamka. Obydwoje spojrzeliśmy na frontowe drzwi. Ku mojemu zdziwieniu pojawiła się w nich dziewczyna. Dobrze wiedziałem kim jest. Przyznam się, że przez ostatni tydzień bacznie ją obserwowałem.
                    Codziennie rano między pierwszą, a drugą lekcją siedziała na parapecie obok obok klasy pana Fitza. Trzymała podręcznik od biologi, a w uszach miała zielone słuchawki. Między trzecią, a czwartą lekcją siedziała na podłodze między łazienkami i opierała głowę o zimne kafelki. Podczas przerwy obiadowej zabierała zawsze jogurt i wodę. Nigdy nie siedziała przy stoliku. Nie widziałem, żeby kiedykolwiek z kimś rozmawiała. Do ósmej lekcji jej nie spotkałem ani razu.  Dopiero na sam koniec, kiedy wychodziłem ze szkoły, widziałem jak wsiada do czarnego passata i odjeżdża. Jej tajemniczość mnie intrygowała.

- Mówiłem ci coś na temat łażenia po nocach.- odezwał się Jason i chwilę potem pojawił się przy jej boku. Dotrzymałem mu kroku.
- A ja, mówiłam ci, że mam w dupie twoje zdanie na ten temat.- odpowiedziała. Jej głos był niski, lekko zachrypnięty. - Jestem Laura. Widzę, że znasz się z moim braciszkiem?- spojrzała w moim kierunku przygryzając wargę.
- Luke.- odpowiedziałem, a ona zmierzyła mnie wzrokiem i przecisnęła się miedzy mną, a Jasonem, udając się najprawdopodobniej do swojego pokoju.
- Nie mówiłeś, że masz siostrę. W sumie to nigdy wcześniej nawet jej nie widziałem.
- Nie lubię się nią chwalić. Racja, nie miałeś okazji jej zobaczyć. Wcześniej chodziła do Reymont.- odpowiedział mi na moje niezadane pytania.
- Dlaczego już tam nie chodzi?
- Jeśli ci  powie, to się dowiesz.- zgasił papierosa.

              Rano spakowaliśmy się i podjechaliśmy po książki do naszego domu. Roberta nie było w mieszkaniu, o tej godzinie szedł zazwyczaj do sklepu monopolowego oddać zużyte butelki.
Po upływie piętnastu minutach ruszyliśmy w kierunku szkoły.
                 Na dziedzińcu zauważyliśmy grupę ludzi, byli to uczniowie naszego liceum. Dziewczyny trzymały ręce na ustach, niektórzy przegryzali wargi, inni płakali. Wszyscy mieli oczy skierowane w górę. Ktoś krzyknął.
Spojrzałem w to samo miejsce w które gapił się tłum.
Na słupie, na którym zazwyczaj wisiała flaga, nie było jej tam.
Ale wisiało coś innego.
Chłopak.
Do pleców miał przyczepioną wielką kartkę, na której grubymi wielkimi drukowanymi literami widniał napis.

TRZEBA BYĆ TWARDYM, ŻEBY TU PRZEŻYĆ.


Witam was z kolejnym rozdziałem na tym blogu!
Po lewej stronie macie takie małe okienko, dzięki któremu będziecie mogli zobaczyć kiedy nastąpi premiera następnego rozdziału.
Proszę, żebyście zostawili mi komentarz. Jest to wielką motywacją dla autora jak dobrze z resztą wiecie. 
Napiszcie, że lubicie mój styl, lub go nie lubicie, że  opowiadanie jest do dupy, co zmienić co poprawić, co mieliście na obiad, jak wam minął dzień, jak nazywa się wasze zwierzę, cokolwiek.
Po prostu dajcie po sobie znać!
Honey †


4 komentarze:

  1. No to mnie zaintrygowałaś!
    Już mnie kupiłaś, żadna siła nie osiągnie mnie od czytania tej historii. Robi się coraz bardziej tajemniczo.
    Nie dziwię się Luke'owi, że ma dosyć wszystkiego. Życie w takim domu to nie życie. Ciągłe awantury, zjechana psychika. Zaskoczył mnie moment z hipnoza, a końcówka totalnie zbiła z tropu.
    Masz świetny styl. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za miłe komentarze! Dzisiaj zabiorę się za twoje opowiadanie bo jakoś nie mam teraz czasu :/ zapraszam w poniedziałek na 3 rozdział! Pozdrawiam! :*

      Usuń
  2. Cześć!
    Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem i od razu pochłonęłam dwa, pierwsze rozdziały. Intrygujesz, dziewczyno, intrygujesz. Historia zapowiada się naprawdę ciekawie. Masz mnie, wiec lecę czytać kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Elliaze.
    P.S W między czasie zapraszam do siebie na Our Destiny : nasze-przeznaczenie.blogspot.com
    Opowiadanie z Thomasem Sangsterem w roli głównej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojej dziękuje za miły komentarz! zaraz wpadam i dodam do linków:)

      Usuń